sobota, 31 marca 2012

"Intymna teoria względności" Janusz Leon Wiśniewski

Niewiele z nas zdaje sobie sprawę jak wiele w naszym życiu potrafi namieszać chemia. Właściwie wiemy lekkie zarysy tego a mało kto zastanawia się nad tym, skąd pochodzą emocje. Tak więc, moi drodzy, emocje to tylko chemia, chemia, chemia! Uwalniane związki chemiczne przechodzące do krwiobiegu. Tak samo jak nie zastanawiamy się nad potrzebą tlenku azotu i innymi takimi pochodnymi.

To właśnie bardzo podoba mi się w książkach pana Wiśniewskiego. Bardzo sprytnie łączy wiedzę z dziedziny biologii, chemii a także informatyki z ludźmi, ich uczuciami i prawdziwym życiem. Jego książki, mimo, że przepełnione wiedzą specjalistyczną są ciekawe, wciągające i dające do myślenia.
Książka "Intymna teoria względności" to zbiór 17 opowiadań, gdzie nic nie jest powiedziane wprost. Wyjęte z kontekstu historie rzucone na papier. Jednak kryje się w nich bardzo głęboka potrzeba refleksji nad tym, co tam jest zawarte. Każda z historii opowiada czymś, co jest bardzo ważne w życiu człowieka. Właściwie pod każdym kolejnym słowem wyłania się obraz sytuacji. Wszystkie mają wspólną część- są smutne, wzruszające, dające do myślenia i bardzo refleksyjne.
Czasem wszystko jest tak blisko wokół nas, koło nas, nieopodal a my mimo to nie możemy tego dostrzec-a powinniśmy. Dla niektórych obserwatorów życia rozwiązania są takie proste a dla osób czynnie biorących udział nie ma rozwiązania. Niekiedy możemy pomóc, słyszymy wołanie o pomoc, ale odwracamy się i podążamy w drugą stronę.
Umiejętności pana Wiśniewskiego są naprawdę rewelacyjne i godne podziwu. Nie wiem, czy jest jeszcze ktoś, kto potrafi zmusić mnie do tak głębokiej refleksji po przeczytaniu książki. Naprawdę mało kto potrafiłby zawrzeć tak wiele zaledwie na 100 stronach z czego około 30 to tytuły i obrazki... Naprawdę chylę czoła i czekam na kolejne książki tego autora. Je trzeba dawkować, bo za dużo myślenia na raz może być szkodliwe.

niedziela, 25 marca 2012

"Kochaj i tańcz 20 lat wcześniej" Manula Kalicka

Dopadł mnie ciężki moment w egzystencji. Nie mam na nic siły ani ochoty. Mam nadzieję, że to tylko wiosenne przesilenie, które przejdzie za kilka dni. Tymczasem zmusiłam się do sięgnięcia po książkę leżącą na piętrzącym się coraz bardziej stosie książek do przeczytania.
Powieść napisana z tego co pamiętam na podstawie filmu nie zdarza  się często. "Kochaj i tańcz 20 lat wcześniej" należy właśnie do tego żadnego rodzaju. Ciężko jest mi porównać książkę z filmem z prostego powodu-film oglądałam dawno temu i to jeszcze tylko kawałek. Jakoś mnie nie zachwycił za specjalnie. To wszystko przez aktorów, których po prostu nie lubię. Ale wracając do książki.

Nie jest to powieść jakaś nie wiadomo jak wzruszająca, romantyczna, poruszająca do głębi czy coś z tego rodzaju. Zaliczyłabym raczej do lekkich i przyjemnych. Tak zwane czytadła. Książka ma identyczną fabułę jak film, z tą małą różnicą, że połączone są właściwie dwie książki w jedną. Jedna część opowiada o teraźniejszości i tym co dzieje się w 2008 roku. Zaś jest przeplatana wydarzeniami sprzed 20 lat. Wszystko to sprawia, że odbiór książki i wszystkich wydarzeń jest bardziej rzeczywisty  i łatwiejszy do zrozumienia.
Powieść to historia Hani- córki Barbary i sama nie wie kogo. Wie, że jej ojciec umarł i właściwie tyle. Jednak gdy ma ponad 20 lat dowiaduje się od matki, że jej ojciec wrócił i że jest nim sławny tancerz i choreograf. Hania na początku nie może uwierzyć we wszystko to, co się dzieje.  Dostaje w pracy zadanie, aby napisać artykuł o własnym ojcu w czasie jego pracy. Oczywiście ten nie wie, że Hania to jego córka. Dziewczyna cierpliwie przychodzi na każdą próbę z choreografem i ma już swoje zdanie na jego temat. Nawet udaje jej się przeprowadzić wywiad z nim. Hania poznaje na próbach Wojtka- młodego chłopaka, dla którego taniec to bez wątpienia pasja i sens życia. Jednak ciężkie warunki życia nie pozwalają mu do końca realizować swoich pasji i marzeń. Aby pomóc chłopakowi, Hania nagrywa wszystkie układy taneczne na próbach i po godzinach pracy Wojtka, trenują wszystko razem. Oczywiście Hania nie jest singielką i musi oszukiwać swojego narzeczonego. Wszystko to łączy się później ze sobą i wychodzi piękna historia. Dowiadujemy się także historii życia matki Hani- Basi i dziejów miłości Basi z Janem- obiecującym wtedy tancerzem.
Ciężko jest opisać fabułę tej powieści aby nie zdradzić wszystkiego, więc może na tym zakończę. Jednak zauważę jeszcze, że pani Manula Kalicka jest świetną pisarką i zdecydowanie wszystkie książki jej autorstwa, które miałam okazję przeczytać były bardzo przyjemnymi historiami o ludzkich losach.
Ta także jest bardzo dobrą historią, którą czyta się bardzo szybko i bez żadnego zmęczenia czy znużenia. Do tego w wydaniu z którego korzystałam, zamieszczone są zdjęcia-kadry z filmu, co oczywiście jeszcze lepiej ułatwia odbiór i tak rewelacyjnej książki. Czy tylko mi się bardziej podobała książka od filmu?

wtorek, 20 marca 2012

Podróże, marzenia, plany....

Jak większość bloggerów mam chwilowy zastój recenzjowy. Nie mam czasu na czytanie książek, leżą zaczęte i nieskończone, oczekujące na swoją kolej. Żeby jednak dać znać, że żyje i że mam się całkiem nie najgorzej, postanowiłam napisać o swoich najbliższych planach.
Powoli zaczynam żyć wakacjami... A raczej ich jeszcze pragnieniem. Brakuje mi słońca, morza i czegoś innego... Mam na myśli jakieś nowe miejsca, nowych ludzi i inny klimat. Czekam, czekam i czekam. W ciągu najbliższego miesiąca wybieram się na zwiedzanie stolicy... Mój ostatni pobyt tam miał miejsce ładnych 5 lat temu i pasowałoby odnowić znajomości z Warszawą... Tym bardziej, że jak ja byłam to o Muzeum Powstania Warszawskiego były dopiero pierwsze plany a Centrum Nauki Kopernik to chyba tylko na papierze było. Nie będę wspominać o Złotych Tarasach, których był tylko szkielet i o Stadionie Narodowym, którego wtedy nawet w  planach nie było.  No więc najpierw po Wielkanocy zwiedzanie Warszawy 2 dni
Później od dawna marzenie niespełnione, które w końcu ma realną szansę się powieść czyli... Drodzy Państwo-Praga!! Nie mogę się doczekać, gdyż baardzo chciałam to miasto zobaczyć i zwiedzić od dawna. Mam nadzieję, że się nie zawiodę i spędzę tam cudowne 3 dni.
Później będzie już typowe nastawianie na wakacje i dopinanie planów na ostatni guzik. Na chwilę obecną w planach jest pobyt na pewnej pięknej wyspie pod koniec sierpnia, ale szczegóły ujawnię później, jak już wszystko będzie na 100 %.
Teraz tylko wytrzymać do Wielkanocy, nie dać się przesileniu wiosennemu, które wyjątkowo mnie złapało i wcale nie chce puścić... Więc będę walczyć!!
Wzięłam udział w Kryminalnej majówce i muszę się zabrać za wykonanie wiosennej zakładki. Mam już pewien pomysł i nie mogę się doczekać jego realizacji.
Przeczytam pewnie trochę książek, w jakiejś wolnej chwili zamieszczę recenzje i zabieram się do opisania pewnego miejsca, które zwiedziłam już ładny kawałek czasu temu... Przedsmak poniżej:


A Wy planujecie już swoje wakacje? Długi weekend majowy lub też jakieś inne wolne???

wtorek, 13 marca 2012

Nicholas Sparks "Ostatnia piosenka"

Nie jest to pierwsza książka Sparksa, którą przeczytałam, jednak jestem każdą zachwycona. Ten autor ma w sobie coś, co przyciąga i elektryzuje przeciętnego człowieka. Nie należę do jakiś wielkich romantyków, nie wzruszam się raczej  ani przy czytaniu, ani przy oglądaniu filmów. Książki Nicholasa Sparksa, które przeczytałam do tej pory były wyjątkowo wzruszające, nawet jak dla mnie.

Książka "Ostatnia piosenka" (ang. the last song) to opowieść o 17-letniej Ronnie - zbuntowanej nastolatce z Nowego Yorku. Wakacje spędza razem z młodszym bratem u ojca- muzyka, który porzucił rodzinę kilka lat wcześniej dla rozwijania kariery. Dziewczyna nienawidzi ojca całym sercem i zupełnie nie rozumie dlaczego została zmuszona do przebywania z nim w jednym domu na jakiejś wiosce zabitej dechami. Pierwszego dnia pobytu poznaje miejscową młodzież i jej jedyną nadzieją na normalne wakacje jest dziewczyna, którą poznaje. Spotyka również miejscowego ideała- Willa. Nie jest jednak nim zachwycona. Ten jednak okazuje się być wolontariuszem miejscowego oceanarium i przypadkiem musi go widywać. Coraz lepiej Ronnie dogaduje się z Willem i spędzają naprawdę sympatycznie i miło czas. Wszystko to oczywiście nie trwa wiecznie bo każdy ma problemy. Ronnie pewnego dnia odkrywa dlaczego spędza wakacje z ojcem, do którego zdążyła się już przekonać i polubić. Odkrywa także jakie problemy ma ojciec. To co się dzieje dalej i jak kończy się historia, musicie przeczytać sami.
Niewątpliwie można zarzucić Sparksowi, że pisze bardzo schematyczne książki. Przekonuję się o tym za każdym razem. Jednak schemat działa tylko do pewnego momentu. Gdy już jestem pewna, że będzie happy end, nagle fabuła zmienia się o 180 stopni i sama zbieram zęby z podłogi. Tak też było tym razem. Czytałam powieść z zainteresowaniem i ciekawością śledziłam losy bohaterów. Romansidło jak każde inne, nie pierwsze i nie ostatnie. Jednak zdecydowanie nie spodziewałam się takiego przełomu jaki nastąpił. Właśnie chyba przez te przełomy Sparks wyłamuje się ze schematu i tworzy za każdym razem coś nowego.
Nie bez powodu jest uważany przez większość za autora najbardziej wzruszających i wyciskających łzy książek. Język, jakim posługuje się Sparks jest wyjątkowo przystępny i przyjemny w odbiorze. Z drugiej strony nie sądzę, żeby można było przypisać tą zasługę samemu autorowi, gdyż miałam okazję się przekonać, że książki w oryginale wcale nie są napisane w takim przyjemnym języku. Tak więc tą cechę przypiszę tłumaczowi.
Książka jest bardzo poruszająca i opowiada o młodych ludziach, którzy przeżywają swoje pierwsze miłości, problemy i dociera do niech co to znaczy być dojrzałym człowiekiem i brać za wszystko odpowiedzialność. Opisane jest ich życie, problemy i dylematy jakie ma każdy młody człowiek. Jednak Ronnie została wyjątkowo doświadczona w każdym calu. Mimo wszystko wytrwała i się nie poddała. 
Zdecydowanie książka jest warta przeczytania i poświęcenia na nią czasu. Czyta się ją bardzo szybko, co jest bardzo charakterystyczne dla tego autora. Chłonie się kolejną kartkę nie zwracając uwagi na otaczający świat. 

czwartek, 8 marca 2012

"Przesunąć horyzont" Martyna Wojciechowska

Myślę, że Martyna Wojciechowska jest znana każdemu. A jak nie każdemu, to prawie każdemu. Odkąd tylko pamiętam, prowadzi ona różne programy telewizyjne i bardzo często pojawia się na małym ekranie. Właściwie wcześniej kojarzyłam ją tylko z programami podróżniczymi, nic nie wiedziałam  o jej życiu. Z książki dowiedziałam się, że przeżyła wypadek  i czyim życiem został przepłacony jej program.

Bardzo podobała mi się ta książka. Na pewno nie była dla mnie tak interesująca, jak będzie dla zapalonego pasjonata wspinaczki lub gór. Ja gór nie lubię, unikam jak ognia wszelakiej wspinaczki i nie mam o tym najmniejszego pojęcia. Ktoś kto to uwielbia będzie zachwycony choćby samym opisem gór. Mnie to szczerze mówiąc nie ruszało więc nie będę tego oceniać.  Ocenię za to tą książkę jako całokształt przeżyć.
Martyna opisuje swoje życie po wypadku w którym poważnie ucierpiała i w którym zginął jej jeden z najlepszych i najbliższych przyjaciół. Przeżyła również  urazy kręgosłupa. Mimo, że większość ludzi w jej sytuacji załamało by się, ona poddała się tylko chwilowo. Stanęła na nogi dosłownie i w przenośni. I postanowiła zdobyć Mount Everest- najwyższy szczyt Ziemi.
Książka jest właśnie opisem je zmagań z górą a także z samą sobą. Bo to tylko pani Martyna wie ile ją to kosztowało. Opisuje swoje zmagania ze śniegiem, lodem, ludzkim nieszczęściem i innymi przeciwnościami losu.  W czasie swojej wyprawy spisywała do późnych godzin swoje przemyślenia i odczucia a kilka lat później opublikowała je właśnie w tej książce.  Bardzo dużo skrajnych emocji można wyczytać z tej książki. Przez radość aż po rozczarowanie. Bardzo ciekawe są również części dotyczące samej wyprawy, choć jako zupełny laik niewiele zrozumiałam ze specjalistycznego słownictwa. Nie miałam pojęcia, że taka wyprawa pochłania aż tyle kosztów i że są one niektóre aż tak bezsensowne. Nie miałam wcześniej zupełnie pojęcia, że wyprawy są organizowane w taki właśnie sposób.
Przede wszystkim  opowieść ta ma bardzo wyraźny przekaz- marzenia należy realizować. Nie ma co usadzać tyłka na kanapie i patrząc w ekran marzyć o czymś- marzenia są po to, żeby je realizować. Porównałam swoją pasję z pasją pani Martyny- ona kocha góry, ja kocham nowe, obce i nieznane mi miejsca. Ona gdy wspina się na szczyt myśli- to właśnie ja to osiągnęłam. Odczuwam bardzo podobnie po każdej podróży i myślę sobie- jeszcze niedawno chciałam jechać, lecieć, zobaczyć, przeżyć- teraz mam to już za sobą. Kocham to, że podróżuje, że wyjeżdżam, że zwiedzam, że nie siedzę długo w jednym miejscu. Podoba mi się to, że żyję tak jak pani Martyna od jednej wyprawy do drugiej, i będąc u kresu jednej już zastanawiam się co zrobię dalej. Uwielbiam myśleć, kombinować i planować. A ponad wszystko kocham realizować swoje plany. Tutaj zupełnie zrozumiałam autorkę, mimo, że nasze pasje są dosyć rozbieżne.
Serdecznie polecam tą książkę tym, którzy nie mają motywacji do zrobienia czegoś, którzy ciągle widzą swój horyzont niedaleko. Autorka udowadnia, że horyzont należy przesuwać aby być szczęśliwym i czuć się człowiekiem wartym świata, na którym żyjemy. 
Oczywiście książka jest pięknie opracowana. Pełno jest zdjęć ekipy jak i gór i widoków. Pani Martyna zdziwiła mnie dość tym, że nie zachowała się jak typowa gwiazda- w książce znajdziemy pełno zdjęć autorki z tłustymi włosami, wyglądającej nie najlepiej, zmęczonej. Dużo jest również opisów, na które nie zdobyłaby się zapewna żadna osoba uważająca się za wielką gwiazdę- takich jak sikanie do bidonu czy też wymiotowanie. To pokazało tylko, że autorka jest naprawdę osobą która realizuje siebie i swoje marzenia a nie komercyjnie bawi się w gwiazdę i publikuje dla pieniędzy. 

niedziela, 4 marca 2012

Koniec gry. Anna Onichimowska


Jest to bardzo nowatorka opowieść i mam nadzieję, że powstanie więcej o takiej tematyce.  Do przed chwilą byłam przekonana, że to pierwsza moja książka tej autorki. Jednak po przeglądnięciu jej książek okazało się, że całkiem sporo z nich przeczytałam. Jednak było to przynajmniej 5 lat temu i niestety nic z nich nie pamiętam i nie mogę posługiwać się skalą porównawczą.
Na blogach to jest tak- ma wyjść jakaś książka i zaraz ¾ blogów w moich linkach ma recenzję tej samej książki. Bardzo mnie to denerwuje, dlatego jak widzę taką sytuację, to nawet nie otwieram tych blogów. O tej książce dowiedziałam się z zapowiedzi. Sama krótka notatka sprawiła, że stwierdziłam że koniecznie muszę ją przeczytaći to jak najszybciej. Udało mi się ją szybko kupić. Gdy tylko otwarłam kopertę, zaczęłam czytać i naprawdę bardzo ciężko było się oderwać.

Wydaje mi się, że jest to pierwsza ksiażka o takiej tematyce napisana przez polską autorkę. Mimo, że uważamy się za tolerancyjnych ludzi, to temat homoseksualizmu działa na większość z nas jak płachta na byka. Osobiście należę do ludzi, którym to nie przeszkadza i nie uważam homoseksualistów za gorszych od kogokolwiek.
Powieść zaczyna się on smutnego momentu, kiedy mężczyzna  rozmawia ze swoją siostrą na temat tragedii, która wydarzyła się  jego bratu-bliźniakowi. Siostra przekazuje Aleksowi pamiętniki, które spisywał w ważnym dla niego momencie życia. Przeglądając te zapiski, Aleksander wspomina swoje życie.
Opowiada o sytuacjach w jakich się znalazł mając 17 lat. Miał brata-bliźniaka ,który zarzucił mu brak poglądów. Jego życie rodzinne nie układało się zbyt rewelacyjnie. Matka była samotna a ojciec wracał do domu raz na jakiś czas po to, żeby zepsuć domową atmosferę i napić się piwa. Aleks ma najlepszą dziewczynę w szkole- śliczną, zdolną  i bogatą. Jest z nią bardzo szczęśliwy a ona z nim snuje już przyszłe plany.  W czasie wakacji  chłopak znajduje sobie pracę i uczy się życia. Dostaje również pracę w Londynie, gdzie może podszkolić język i wkrótce wylatuje. W czasie tych wakacji odkrywa, że znacznie bardziej od dziewczyn fascynują go mężczyźni. Udaje się także do londyńskiego pubu, gdzie poznaje Michaela. Jego Londyńską sielankę przerywa telefon z Polski po którym musi jak najszybciej wracać. Co się później dzieje z Renią i życiem Aleksa musicie doczytać sami, ale mówię Wam, że zdecydowanie warto.
Bardzo się cieszę, że taka niewątpliwie jeszcze ciężka tematyka została poruszona w książce dla młodzieży. Moim zdaniem powinni do niej sięgnąć wszyscy ze względu na wiek i płeć. To właśnie taka książka ma szansę na zmienienie głupich stereotypów jakie siedzą w głowach ludzi. Mam tylko nadzieję, że młodzi ludzie, którzy szukają swojej drogi nie będą brali tej książki za wzór i nie nastanie fala wielkich „coming out’ów”  które nie mają żadnego poparcia w życiu codziennym.
Powieść bardzo dobrze ukazuje życie i zmiany jakie zachodzą w Aleksie w czasie wakacji. Pokazuje jego dylematy i tragedie, które przeżywał na co dzień. Bardzo dobrze ukazuje specyfikę polskiego społeczeństwa, które jest i było, mam nadzieję, że już nie długo bardzo nietolerancyjne na wszelakie inności. Fakt, końcówka jest troszkę przesłodzona, gdyż bohater właściwie spadła 4 łapy, ale to chyba miała być taka równowaga po tym, co przeżywał wcześniej.
W ramach uzupełnienia tematu polecam film „Modlitwy za Bobby’ego” . Ten film znalazłam kiedyś przypadkiem i bardzo ciężko było się od niego oderwać. Niestety nie wiem wiele na jego temat, nie znam aktorów ani twórców, ale serdecznie go polecam. Opowiada właśnie bardzo podobną historię jak książka  „Koniec gry” , jednak tutaj zakończenie jest zupełnie inne. Mimo wszystko film ukazuje trochę inne podejście rodziny do Bobby’ego. Jak oglądniecie ten film to proszę, skrobnijcie mi opinię, gdyż zastanawiam się czy tylko ja byłam nim bardzo poruszona? Czy na innych też tak działa? 

czwartek, 1 marca 2012

potrzebuję pomocy.

Moi drodzy, nadszedł właśnie ten moment, kiedy należy pożegnać się ze starym sprzętem i wyposażyć w jakiś nowszy i lepszy. Mowa tutaj o aparacie cyfrowym. Swój obecny kupiłam 5 lat temu pod wpływem impulsu a raczej potrzeby. Wyjeżdżałam na Litwę i pamiętam te emocje w czasie licytacji na Alledrogo. Sentymentalnie na niego patrzę, ale jednak trzeba będzie się rozstać. Zwiedził ze mną ładny kawałek świata, przeżył nie jeden uśmiech i niejeden płacz. Był wiernym towarzyszem. Technika jednak idzie do przodu i po 5 latach coraz wyraźniej widzę czego mu brakuje. Wytykam coraz mniejsze wady. Jednak trzeba będzie zainwestować w nowy. I tu właśnie kieruję swoje pytanie do Was z nadzieją, że będziecie mi mogli i chcieli pomóc. Poszukuję kogoś, kto ma pojęcie o aparatach, kto zna się na nowinkach i ma troszkę czasu. Potrzebuję pomocy w doborze nowego sprzętu, który będzie mi służył ładną chwilę i który będzie jak najlepszy. Mam nadzieję, że znajdę tym razem aparat idealny (z telefonem już się prawie udało), który będzie mi towarzyszył w wyprawach. Poniżej prezentuję mój obecny aparat. Ma bardzo wiele zalet. Przede wszystkim jest bardzo mały i lekki. Robi całkiem niezłe zdjęcia jak na taki wiekowy już sprzęt i całkiem fajne filmiki można nim kręcić.

A Wy jakie macie doświadczenia z aparatami? Jest jakiś, który polecalibyście ? Mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto będzie chętny mi pomóc. Jeśli ktoś miałby ochotę i czas to proszę o kontakt. 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...